Prof. Krzysztof Ruchniewicz - O potrzebie nowej dyskusji na temat kształtu i zadań Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. |
poniedziałek, 11 października 2010 12:40 |
Ukazanie kwestii wysiedleń Niemców, co trzeba zaznaczyć, jest przedmiotem badań historyków z Polski i innych krajów od wielu już lat. Godzi się w tym miejscu przypomnieć czterotomowy wybór źródeł do dziejów Niemców w Polsce, który pod koniec lat 90. XX wieku wydali po polsku i niemiecku profesorowie W. Borodziej i H. Lemberg. Przed dwoma laty do księgarni polskich wszedł atlas o charakterze popularno-naukowym, którego autorami są polscy historycy młodszego pokolenia. Jego tytuł jest znamienny: „Wysiedlenia, wypędzenia, ucieczki. Atlas ziem polskich”. Autorzy ukazali problem przymusowych migracji na ziemiach polskich w latach 1939-1959, zajmując się losem Polaków, Niemców, Żydów, Ukraińców i przedstawicieli innych narodów zamieszkujących ten fragment Europy (atlas ten jest także dostępny w wersji niemieckiej m.in. w Bundeszentrale fuer politische Bildung). Z dużym zainteresowaniem spotkał się także Leksykon wypędzeń, którego redaktorami są wybitni znawcy problemu profesorowi H. Sounthausen, S. Troebst oraz D. Brandes. W jego opracowaniu uczestniczyło ponad 100 autorów z całej Europy.
Grupa Schulze-Wessela mogła więc korzystać nie tylko z własnych doświadczeń badawczych, lecz także z prac innych historyków. Trudne procesy migracji grupa ta postanowiła ukazać nie tylko poprzez przybliżenie całości problemu, ale i na przykładzie dziejów konkretnych miejscowości, które w sposób szczególny zostały dotknięte w czasie wojny i pierwszych latach powojennych. I tu oba projekty, i prof. Kittela, i prof. Schulze-Wessela, wykazują pewien element wspólny. Dodatkową zaletą projektu monachijskiego historyka jest to, że pracę nad projektem, i dyskusję na jego temat można śledzić w Internecie. Tekst projektu przetłumaczono na polski, czeski i słowacki, co dodatkowo zachęca historyków z tych krajów, ale nie tylko ich, do dyskusji. Ta otwartość jest godna podkreślenia, realizuje bowiem szczytny cel swobodnej debaty naukowej z udziałem różnych partnerów.
Wielka szkoda, że prezentacja i dyskusja na projektem Schulze-Wessela przyćmiona została niefortunnymi wypowiedziami niektórych polityków niemieckich na tematy historyczne. Nie chcę być źle zrozumiany, ale to nie jest chyba rzeczą dobrą, jeśli politycy roszczą sobie prawo do wypowiadania się na te tematy, mając siłą rzeczy wiedzę dość ograniczoną. Przeszłość pokazuje, iż nie służy to ani im, ani sprawie, w której się wypowiadają. Wydaje się, że zgłoszone w ostatnich dniach projekty oraz dyskusja wokół nich jest dobrym zaproszeniem do poważnego zastanowienia się nad dalszymi losami projektu i powołanej do jego realizacji fundacji. Jedno jest pewne. Historykom, których stanowiska są zresztą w wielu aspektach zbliżone, łatwiej jest prowadzić debatę, gdy sfera polityczna nie zaburza jej wypowiedziami wprost ferującymi jakieś stanowisko interpretacyjne. Zadaniem polityków, w imię porozumienia i pojednania, do którego tak często się odnoszą w swych wypowiedziach, jest taktowne i dość ogólne wspieranie wysiłków specjalistów. Tylko w ten sposób, jak się wydaje, będzie można odpolitycznić obecną dyskusję i skierować ją na tory rzeczowego dialogu. |